Panel logowania

Edukacja może być o wiele bardziej skuteczna

NIELINEARNOŚĆ W EDUKACJI, czyli: MNIEJ, TO WIĘCEJ I LEPIEJ!

„Jeśli uczysz wszystkiego, Twój uczeń nie nauczy się niczego.”

Krzysztof Sarnecki

Moja historia zajmowania się wiedzą, jej przekazywaniem i wdrażaniem zaczęła się (w sposób świadomy) w dwóch blisko siebie leżących epizodach mojego życia. Oba były związane z jedną z moich pasji życiowych – z tańcem. W roku 1985 emigrowałem do Stanów Zjednoczonych i po niecałych dwóch miesiącach pobytu w Dallas, w Teksasie, przeniosłem się do Chicago. Właśnie w tym  mieście, po kilku miesiącach pracy w Park National Bank jako kasjer, zdecydowałem się na otwarcie własnego studia tańca towarzyskiego. W Polsce tańczyłem w klubie tańca Pałac Pod Baranami oraz w klubie Rock’n’Rolla Sportowo-Akrobatycznego przy AWF w Krakowie. Przed wyjazdem, wraz z moją partnerką, Małgorzatą Piłacik, zdobyliśmy miano najlepszej pary w Polsce właśnie w R’n’Rollu. Od szesnastego roku życia „kręciła” mnie przedsiębiorczość (prowadziłem „ruchomy antykwariat” od roku 1982 – handel używanymi książkami na obszarze dzisiejszej Małopolski). Z tego wynikało także obranie kierunku studiów – Akademia Ekonomiczna, kierunek Organizacja i Zarządzanie.  Wszystko to pchnęło mnie do rozpoczęcia mojej historii biznesowej w USA od nauki tańca towarzyskiego.

Już po roku moje studio, The International Club, było jednym z dominujących na rynku chicagowskim.

Jak do tego doprowadziłem?

Cóż złożyło się na to kilka zasadniczych kwestii – ale to temat na osobne strony… To co istotne dla tematyki „skuteczna edukacja”, to moje intuicyjne dążenie od samego początku pracy nauczyciela do osiągania bardzo innej – niż standardowa – skuteczności w nauczaniu. Moją pasją od samego początku, rzeczywistą pasją, stało się szukanie odpowiedzi na pytanie: jak w bardzo krótkim czasie (10 razy szybciej) nauczyć zdecydowaną większość (więcej niż 80% uczniów) nie tylko tańczyć, ale uczynić naukę dla nich przyjemną i sam taniec rzeczywistą zabawą, a nie społecznym rytuałem. Kiedy sam uczęszczałem na kursy tańca kilka lat wcześniej, drażniło mnie to, że rozwój grupy zawsze „graficznie” wyglądał jak piramida – na początku wiele osób „bardzo chce” (to podstawa piramidy) – a w krótkim czasie grupa się wykrusza, a na końcu niewielka grupka wykorzystuje wiedzę i umiejętności (to czubek piramidy).

Dlatego, pewnego dnia, zadałem sobie pytanie:

Jak nauczyć wszystkich kroku rumby w ciągu kilku minut tak, aby ktoś to zrozumiał, wykonał i … „poczuł” ten taniec w stopniu, który pozwala na „radość używania”?  I zacząłem szukać sposobu. I znalazłem! To był ten pierwszy epizod. Wtedy zrozumiałem (jeszcze nie zdając sobie sprawy jaki to będzie miało wpływ na moje życie zawodowe 😊), że można i trzeba szukać SKUTECZNOŚCI PRZEKAZU I WDRAŻANIA w każdej dziedzinie i w każdym obszarze! Do dzisiaj tak uważam…

Drugi epizod też był związany z tańcem.

Zawsze kochałem muzykę Elvisa Presleya. Klasyczny Rock’n’Roll (dla mnie to ten do pojawienia się Rolling Stonesów, czyli do  roku 1965) był, i wciąż jest, moją muzyczną miłością. Dlatego tańczyłem rock’n’rolla i w tak szybkim tempie „zawojowałem turniejowo” z moją partnerką Polskę 😊. Sam ruch Presleya mnie fascynował – jak miliony fanów na świecie. Chciałem się nauczyć ruszać tak jak on – bardzo tak jak on. Zacząłem próbować, naśladować, ćwiczyć. Paradoksalnie, wciąż „szukałem” istoty tego ruchu po przyjeździe do USA. Często, będąc sam w swoim mieszkaniu w Chicago, puszczałem na cały głos jego muzykę i… próbowałem. Próbowałem „składać” wszystkie ruchy w jedną całość…

Aż, pewnego dnia, „zaskoczyło”!!!

Dlaczego zaskoczyło? Ponieważ w pewnym momencie, zamiast starać się „złożyć wszystko w jeden ruch”, skupiłem się na jednym ruchu, a właściwie na ruchu jednego mięśnia! Odkryłem, że jeden specyficzny mięsień wewnętrzny uda, jego napięcie i rozluźnianie… determinuje CAŁOŚĆ EFEKTU!!! Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że istnieje właściwie taki 1 % całości, który determinuje aż 50% efektu. Ba! Bez tego jednego procenta EFEKTU PO PROSTU NIE MA! Co dalej, zrozumiałem, że drugim kluczem w osiąganiu tego „presleyowskiego efektu” jest zadbanie o to, aby większością ciała i mięśni… NIE PORUSZAĆ! A wtedy osiąga się cel! Dzisiaj rozumiem, że to „nie ruszanie się” to 4 %, który determinuje więcej niż 50% efektu (dzisiaj tę liczbę wyznaczam jako 64% – wyjaśniam to w dalszej części tekstu).

Tak zaczęła się moja podróż przez świat BUDOWANIA INŻYNIERII SKUTECZNEJ EDUKACJI.

„Sporo wiedzy daje sporo możliwości.
Wiele wiedzy daje dużo możliwości wyboru, ale też utrudnia wybór.
Mało, ale kluczowej wiedzy, daje najwięcej szans na dobre decyzje i dobre efekty.
Co najważniejsze, motywuje do dalszego rozwoju.”

Krzysztof Sarnecki

NIEEFEKTYWNA LINEARNOŚĆ W UCZENIU SIEBIE I KOGOŚ

Dzisiejsza klasyczna europejska edukacja to proces nie tylko bardzo mało skuteczny, niewydajny, ale przede wszystkim nierozwijający, „zatykający mózg ucznia” i budujący frustrację większości uczących się, często prowadzącą do niskiej samooceny – co przekłada się negatywnie na rzeczywiste możliwości jednostki i jej efektywność. To bardzo jasne OSKARŻENIE WIĘKSZOŚCI DZISIEJSZYCH SYSTEMÓW EDUKACYJNYCH na tym kontynencie. Jaka jest, według mnie, ich geneza?

Edukacja europejska – mówię tu nie o wiedzy, ale o sposobie przekazu, gdyż to ważne, aby nie mylić wiedzy z systemem edukacyjnym – ma swoje rzeczywiste korzenie w średniowieczu, a więc sięga około 800 lat wstecz. System kościelny, walczący o dominację z systemem świeckim, szukał mechanizmów przewagi. Włodarze kościoła zrozumieli, że rozwijanie wiedzy ich „kadry” pozwoli na osiąganie coraz większej przewagi nie tylko nad plebsem, ale także nad światem władzy świeckiej. Rozpoczęło się działanie UNIWERSYTETÓW. Kler chciał nie tylko sfinansować „swoją edukację”, ale także „kontrolować rozwój świeckiej władzy” poprzez system edukacyjny.

Jakie były jego założenia:

  • Wiedza miała być na tyle skomplikowana, aby skupienie się na jej zdobywaniu WYELIMINOWAŁO swobodne, nieobciążone myślenie, w tym myślenie kreatywne.
  • Za tym szło także założenie „JEDYNEJ SŁUSZNEJ DOKTRYNY” – jest jedna prawda, jeden Bóg, jeden nieomylny papież, jeden władca, jedno niepodważalne prawo, itd.
  • Wiedza musiała być na tyle skomplikowana, a proces edukacyjny długi – aby można było wziąć za nie dużą sumę pieniędzy, a przez to, jednocześnie, aby edukacja nie była dostępna dla mas.
  • Proces edukacyjny powinien być na tyle długi, żeby zdążyć wystarczająco silnie zindoktrynować „na swoją modłę” jej uczestników (na potrzeby organizatorów).

Ten system był zbudowany według doktryny totalitarnej dominacji „tego jednego słusznego”. Dlatego Giordano Bruno spłonął na stosie, a Kopernika nie spalili tylko dlatego (upraszczając), że żył w bardziej liberalnej Polsce. W XVI wieku świat europejski wszedł w etap sinusoidy o nazwie postęp (Odrodzenie) – jednak wzorce edukacyjne pozostały te same. Wychodzenie poza wyznaczoną linię było dalej ryzykowne w większości Europy, plebs dalej miał trzeciorzędną rolę (jeśli w ogóle).

Ten typ edukacji to edukacja linearna.

Krok po kroku należy wtłaczać w głowę studenta wiedzę, którą posiada nauczyciel, profesor. Nikt nie zastanawia się w rzeczywistości nad skutecznością nauczyciela. On sam także. System edukacyjny takiego myślenia nie wspiera. Edukacja to „zapamiętywanie”, przyjmowanie wiedzy „taką, jaka jest” czyli jedynie słuszną. Przyjrzyjmy się faktom naszej europejskiej edukacji.

W szkole podstawowej jest ogrom wiedzy – dzieci nie mają dzieciństwa. Większość dzieci musi być wspierana przez rodziców bezpośrednio lub poprzez korepetycje. W szkole wciąż dominuje kolor czerwony w ocenie – zielony, jako symbol pochwały dalej jest mało popularny. Mamy matematykę osobno, fizykę osobno, także chemię i biologię. Geografii uczymy się jako osobny przedmiot i nie łączy się go z historią czy nauką o społeczeństwie. Ten system powoduje, że nie uczymy się analizy porównawczej, nie rozumiemy co z czego wynika i jak jest powiązane. Nie uczymy się wnioskowania, wariantowości, zachodzących procesów, opracowywania scenariuszy, czy analizy trendów. Przykładowo – dzieciom wtłaczane są w głowę daty, nazwy, pojęcia, ale podręczniki są tak stworzone, a nauczyciele tak przygotowani, że nie uczą się powodów, dla których coś się działo, a w szczególności nie uczą się wniosków z tego, co się wydarzyło. Nauczyciel mówi – dzieci mają słuchać. Oczywiście, dzisiaj wygląda to już trochę lepiej niż 50 lat temu – tyle, że tylko trochę lepiej, systemowo jednak tak samo. Wciąż większość zadań jest „sprawdzane”, a nie prezentowane przez uczniów. Rzadko zadania domowe robione są jako praca zespołowa, więc nie uczymy się jako społeczeństwo wymiany wiedzy, wsparcia, kooperacji czy wzajemnego prezentowania punktów widzenia. Uczymy się już o pracy zespołowej, ale nie uczymy się pracy zespołowej. W szkole „w środku świata” jest wciąż nauczyciel, a nie uczeń – to znaczy nie cel o nazwie: „uczmy myśleć a nie wkuwać”.

Bo czy na którymkolwiek etapie edukacji słyszeliśmy o myśleniu lateralnym lub dywergencyjnym?

Uwaga! Mówię tu o systemie, o proporcjach. Jak zawsze są i będą nauczyciele, którzy sami „myślą inaczej”, angażują się w ucznia wbrew systemowi lub pomimo systemu. Moje uogólnienie nie ma na celu ich pominąć. Jeśli jednak setki tysięcy dzieci kończą edukację – to system i wypadkowa jakości nauczycieli decyduje o efektach, a nie „ten jeden” edukator przypadający na dwudziestu czy nawet na dziesięciu.

A czy istnieją inne systemy myślenia edukacyjnego na świecie?

Oczywiście. Są kraje, w których biologia, chemia, matematyka, fizyka łączone są pod jedną nazwą: „science” – czyli … nauka (w domyśle i przybliżeniu: przedmioty ścisłe). Gdzie w klasie dzieci są dobierane pod kątem nie tylko wieku, ale także możliwości, gdzie wreszcie 80 procent zadań domowych to prace zespołowe, prezentowane wspólnie przed „publicznością”. Gdzie projekty są rozumiane jako praca tworzenia a nie odtwarzania oraz gdzie pojęcie „rozumieć uwarunkowania i przejść proces” założeniem uczącego.

A na studiach?

Podręcznik akademicki ma kilkaset stron. Co w nim jest ważne? Wszystko! Dlaczego? Bo wszystko może być na egzaminie! A w życiu? Prawo Pareto. Kiedy pytam setek ludzi biznesu, co jest ważne w podręcznikach akademickich – zazwyczaj słyszę: może 10 procent? Kto na studiach jest najważniejszy? Oczywiście, w większości przypadków, profesor.

Kiedy prowadziłem zajęcia dla tysięcy studentów w ramach naszej fundacji AKADOS (Akademia Dobrego Startu), kilkukrotnie zaproponowałem im, aby poszli do swojego wykładowcy i zaproponowali mu co następuje: Panie Profesorze, Pan na swoje wykłady przygotowuje bardzo ciekawe slajdy, a potem je Pan czyta i omawia na zajęciach. Mamy taką propozycję – prośbę. Gdyby nam Pan przesłał te slajdy kilka dni wcześniej, my byśmy je sami przeczytali, a następnie na zajęciach moglibyśmy się skupić na praktycznej stronie tej wiedzy… Szczególnie zależałoby nam na wskazaniu przez Pana wszystkiego tego co najważniejsze, co rzeczywiście praktyczne lub coś, od czego trzeba zacząć.

Jak sądzisz, drogi Czytelniku, jaka była reakcja studentów?

Oczywiście, łatwo się domyśleć. Salwa śmiechu – a potem komentarze: przecież większość się obrazi! I tu pozytywna informacja. Niektórzy studenci skorzystali z tego pomysłu! Wynik? Nienajgorszy 😊 Oczywiście nie robiłem statystyk, ale informacja zwrotna wskazała na to, że około połowa zareagowała pozytywnie… w większości z tych przypadków zdaniem: To dobry pomysł!

Masa wiedzy uczonej „po kolei” – czyli linearnie. Co to znaczy po kolei? To znaczy, że proces zapamiętywania nie jest oparty o związki przyczynowo – skutkowe, wiele musi być najpierw zapamiętane, aby zostało zrozumiane – jeśli w ogóle. Wszystko jest równie ważne, ponieważ „ciąg informacji” zostaje przerwany jeśli któraś jest pominięta – czyli w podświadomości buduje się pojęcie „luka – brak”. Na tym oparte jest nasze kulturowe, świadczące o odrealnieniu postrzegania rzeczywistości, reagowanie na wszystko wokół nas zdaniem: No wiesz, ja tylko część tego co się uczyłem/am pamiętam. Przyznam, że aż mnie to boli, gdy takie słowa słyszę! Bo przecież jaka ubogość nas charakteryzuje, jeśli postrzeganie naszego rozwoju wiedzy ma zaplecze myślenia: Nie jestem perfekcyjny/na. Czyli skazanie na ciągłe niezadowolenie z siebie, ciągłe poczucie niedowartościowania.

Z czego to wynika?

Otóż, według mnie z tego, że w szkole podstawowej nikt nas nie uczył sukcesu w naszej uczniowskiej pracy, ale zmuszał do „nierobienia błędów”. Przypomnij sobie, Czytelniku, co pamiętasz z wypracowania, które w miarę dobrze Ci poszło? Zazwyczaj, to, że na czerwono zaznaczony został jakiś błąd interpunkcyjny, stylistyczny czy ortograficzny. Czyli: Cholera, błąd! Nie udało się! Jest jeszcze jeden powód takiego myślenia. Otóż, przez wieki system kościelny z premedytacją utrzymywał społeczeństwo w silnym poczuciu „bycia grzesznikiem”. W naszej kulturze poczucie winy stało się wartością! Większość społeczeństwa wciąż nie rozumie, że wprowadzenie kogoś w taki stan, poprzez narzucenie restrykcyjnych zasad niemożliwych do zachowania i obarczenie winą za „wykroczenie” poza nie – choćby w minimalnym stopniu – to celowa strategia, aby kontrolować emocjonalnie i formalnie społeczeństwo. Dlatego zawsze postrzegamy siebie samych „nie do końca”, a nasza praca zawsze „mogłaby być lepsza”! To smutne podejście do rzeczywistości zauważalne jest bardzo przejrzyście, kiedy przyjeżdża się z innej strefy kulturowej. Odczuwam to silnie, ponieważ przez 20 lat zanurzony byłem w innym sposobie myślenia.

ZROZUMIEĆ CZYM JEST EDUKACJA

W naszej kulturowości edukacja to przekazywanie wiedzy. To proces uczenia się, czyli zapamiętywania wiedzy. To „dawanie” wiedzy uczniowi przez nauczyciela. To branie wiedzy od nauczyciela „takiej jaka jest”. I już. Czego tu brakuje? Podstawowego założenia warunkującego skuteczność w każdej dziedzinie, gdzie pojawia się człowiek:

„Jeśli komuś się ‘chce’ – jego działanie ma zdecydowanie wyższy poziom skuteczności, niż gdy tylko ’musi’ ” – ta zasada dotyczy procesów, ciągu działań wymagających zaangażowania, konsekwencji i … jakości. Pod przymusem tylko pojedyncze działanie, krótkie, sytuacyjne, może osiągać wysoki poziom skuteczności. Bo potem człowiek będzie dążył do unikania tego przymusu…

Od czego zależy „chcenie” w edukacji? Według mnie, to proste. Bardzo proste. Jeśli człowiek nie boi się trudności samej wiedzy i procesu edukacyjnego, oraz gdy wie po co się czegoś uczy, wierzy, że to mu przyniesie konkretną korzyść – wtedy… jego percepcja jest na najwyższym poziomie. Wtedy „absorbuje” o wiele więcej, niż gdy „musi”. Dlatego:

Nowoczesny, skuteczny proces edukacyjny powinien zawierać dwie fazy:

Pierwsza Faza: zlikwidowanie lub przynajmniej obniżenie barier blokujących mentalnie i fizycznie przyjmowanie wiedzy

Druga Faza: „położenie” w najbardziej przystępny, a więc uproszczony sposób, wiedzy „przed uczniem”, aby sam sobie ją „wziął”. Ten sposób powinien zawierać w sobie założenie NIELINEARNOŚCI oraz Potrójnego Prawa Pareto (PPP) – co przekłada się na dwa założenia: kolejność nie ma znaczenia i „dobrane” mniej znaczy więcej, szybciej więc… lepiej

Całą moją edukacyjną działalność cechuje stosowanie tej definicji w praktyce.

W Stanach Zjednoczonych miałem przyjemność – wraz z moim szerokim zespołem partnerów i współpracowników – zbudować duże centrum edukacyjne – Academy of Business & Career Development. Skorzystało z niego ponad 60 tysięcy osób – zarówno dorosłych, jak i młodzieży i dzieci. Rozwinęła się bardzo szeroka i różnorodna działalność edukacyjna: szkoła biznesu, programy nauki zawodu, kursy licencyjne, pierwsza prywatna Szkoła Polska im. Jana III Sobieskiego, zajęcia dla dzieci w wieku przedszkolnym i rzeczywiście wiele innych obszarów edukacji. Unikalność tej działalności wynikała w dużej mierze z faktu, że zbudowany system czerpał mechanizmy i założenia zarówno z amerykańskiej kultury edukacyjnej, jak i najlepsze, wybrane elementy kultury edukacji z Polski. Między innymi, wynikiem tego faktu były oficjalny patronat Uniwersytetu Jagiellońskiego nad naszą instytucją i badania językowe prowadzone przez Instytut Polonijny UJ.

Dzisiaj z naszej nielinearnej metody nauki języka angielskiego SixPack English korzystają tysiące Polaków na całym świecie – osiągając poziom „używalności języka” pozwalający w ciągu kilku – dosłownie kilku miesięcy na przyjęcie do pracy z wymogiem dobrej komunikacji w tym języku (inżynieria ta nazywana jest metodą Sarneckiego-Kałuży).

NIELINEARNOŚĆ I POTRÓJNE PRAWO PARETO W PRAKTYCE EDUKACYJNEJ

Każdy z nas uczył się jakiegoś obcego języka. Jak wyglądała ta edukacja? Każdy Czytelnik skonfrontuje to, co napiszę, ze swoimi doświadczeniami… Jestem przekonany, że ogromna większość odnajdzie w nich swego rodzaju prawidłowość. Ja takie procesy przeszedłem także osobiście, ucząc się jako dziecko lub nastolatek angielskiego, rosyjskiego, francuskiego i hiszpańskiego. Jak ten LINEARNY SYSTEM wygląda?

Nauczyciel na pierwszych zajęciach wita nas uśmiechem i słownictwem, które nas cieszy, bawi. Dzień dobry, cześć, dziękuję, mam na imię… itp. Podobnie na drugich zajęciach – ja jestem, ty jesteś, oni są i parę czasowników. Trzecie zajęcia to poznanie pierwszego czasu gramatycznego – teraźniejszego. Pierwsze próby składania zdań. I… pierwsze korekty, bo w trzeciej osobie liczby pojedynczej trzeba nie zapomnieć o dodaniu „s” (jak zauważyłeś, Czytelniku, przeszedłem w moim przykładzie na najbardziej popularny – angielski). Równocześnie, nauczyciel na każdej lekcji „dorzuca” kilkadziesiąt słów. Na czwartych zajęciach dodajemy tworzenie zaprzeczeń i pytań. I zaczyna się: „do” czy „does”? I kolejne kilkadziesiąt słów. Na szóstej lekcji uczymy się już nowego czasu – ciągłego – i… zaczyna się wiele słów mieszać. Jeśli jeszcze dodamy na dziesiątej lub dwunastej lekcji czas przeszły z czasownikami nieregularnymi… których jest przecież sporo, bo nauczyciel pokazał nam listę… to… Właśnie.

Odczucie ucznia jest takie:

spada mi na głowę na każdej lekcji kilkadziesiąt „kawałków mokrej ligniny” (każdy kawałek to jedno pojęcie, słowo, zasada). Próbuje je strząsnąć, aby opadły w dół. Na następnej lekcji to samo. Lignina przylepia się do twarzy i ciała. Strząsa je, ale nie jest to takie proste. Piąta lekcja to już chwilowe kłopoty ze swobodnym oddychaniem – to symbol pewnego poziomu frustracji i odczucia, że jednak to nie takie proste. A tu nadchodzi następna lekcja i następna. Coraz więcej i więcej „lepkiej ligniny”.

Teraz postawię pytanie: Czy kiedykolwiek, drogi Czytelniku, w czasie nauki języka obcego miałeś/aś taki moment, w którym poczułeś/aś na tyle duży komfort, że padły z Twoich ust słowa: Chcę więcej, chcę się uczyć dalej, BO SIĘ DOBRZE CZUJĘ W TEJ NAUCE? Czy był taki moment, kiedy poczułeś/aś, że „lignina” jest udeptana, Ty swobodnie oddychasz i z uśmiechem oczekujesz na więcej, czując spokój i satysfakcję z postępów? Raczej nie, prawda?

Tak właśnie wygląda nauka LINEARNA.

Tak wygląda bezkrytyczny system wtłaczania wiedzy. Owszem, tak też można wreszcie się nauczyć… po kilku latach… albo i nie, jak to doświadczyło wielu! Niestety – właśnie z powodu takiej metody wiele osób rezygnuje, stwierdzając: Jestem za słaby, aby się nauczyć. Nie mam predyspozycji. Jestem za stara. To za trudne!  Wszystko dlatego, że jest  „za dużo” wiedzy naraz w takim procesie nauki, a jego główną charakterystyką jest budowanie barier w głowie uczącego się, zamiast ich niwelowanie. Budowany jest stres, a nauczyciel mędrkuje, sugerując potrzebę solidniejszej pracy i większej ilości czasu na ćwiczenie…

Czy jest inna droga?

Czy jest inna, zdecydowanie bardziej skuteczna, metoda, w której postęp jest natychmiastowy, umiejętność mówienia pojawia się od samego początku, a stres, zamiast się nawarstwiać, przechodzi w dreszcz pozytywnej emocji wyzwania, któremu stawia się czoła?

Jest. To znalezienie tej minimalnej podstawy, kluczowej wiedzy, aby zacząć rozumieć zasady języka oraz zacząć się nim komunikować tak, aby zostać zrozumianym. To:

EDUKACJA W SYSTEMIE NIELINEARNYM

Edukacja oparta o założenie: MNIEJ ZNACZY LEPIEJ – i szybciej!

Jej podstawowym założeniem jest oparcie się na kilku założeniach w procesie edukacyjnym: minimum wiedzy gramatycznej (ale dające konieczne podstawy), minimum słownictwa (np. „obracanie” na etapie wstępnym nauki tylko dwudziestoma czasownikami, z których większość uczeń zna z tzw. codzienności, typu: drink, go czy start) i … rozmawianie przez np. dwa tygodnie tylko i wyłącznie używając tego ograniczonego słownictwa i kilku najprostszych struktur językowych (to minimum nawiązuje do Potrójnego Prawa Pareto, które omówione będzie poniżej). Po tym krótkim okresie  każdy uczeń – bez względu na wiek – mówi: teraz czuję się już z tym komfortowo, chcę więcej.

Ten „komfort” wynika z dwóch faktów:

  1. uczeń jakkolwiek mówi – robi dobrze. Poprawność stylistyczna czy gramatyczna na początku edukacji nie jest istotna – jeśli uczeń komunikuje to, co chce, liczy się skuteczność przekazu (nazywa się to Metodą SPRINT).
  2. używanie wąskiego zestawu kluczowego słownictwa pozwala na szybkie i bezstresowe osiągnięcie właśnie swobody komunikowania się – czyli ubicia wspomnianej „ligniny” (z tego właśnie wynika nazwa Metoda Trampoliny – „udeptana” wiedza staje się trampoliną, z której uczący się chce się wybijać dalej).

Miliony ludzi na świecie wydało na przestrzeni wieków krocie pieniędzy i poświęciło temu masę czasu i energii – niestety, najczęściej ucząc się „o języku” a nie języka….

W roku 1991 powstała metoda SixPack English – pierwsza świadomie nielinearna inżynieria nauki języka. (dla chętnych podaję adres filmu na kanale YouTube pod nazwą: Quest for English, gdzie jest ten temat wyjaśniony: https://www.youtube.com/watch?v=DK6F-2OMlpc  – to pierwszy film, najwcześniej zamieszczony na tym kanale).

POTRÓJNE PRAWO PARETO

Teraz przyszedł czas, na pokazanie sposobu myślenia opartego na wykorzystaniu potrójnego prawa Pareto (PPP).

Wilfredo Pareto przedstawił wynik swoich obserwacji w formie prawa, które także jest nazywane zasadą 80-20 (80/20 rule). Zauważa ono, że osiemdziesiąt procent efektów działania człowieka pochodzi z jedynie dwudziestu procent jego wysiłków i zasobów. Przykładowo: przez około osiemdziesiąt procent czasu przebywania w naszych mieszkaniach, poruszamy się jedynie po dwudziestu procentach powierzchni tego mieszkania, lub osiemdziesiąt procent wypadków samochodowych powodowanych jest przez jedynie 20 procent kierowców. Przykłady można mnożyć.

Jak z tej obserwacji korzysta świat?

To proste, szukamy tych kluczowych dwudziestu procent, aby na nich się skupiać oraz staramy się ograniczać działania w pozostałym obszarze, przerzucając zachowaną energię i zasoby na obszary kluczowe. Na ten temat zostały napisane książki i istnieje wiele opracowań przykładów zastosowania tego prawa w biznesie i nie tylko. W tym artykule korzystam z moich obserwacji i wniosków związanych z moimi doświadczeniami i pracą z setkami firm, ich właścicieli i zarządów. W mojej pracy konsultingowej odkryłem, że jedynie baaardzo niewielki procent zasobów ma większościowy wpływ na skuteczność działania organizacji, procesu, zespołu. Następnie zdałem sobie sprawę, że jeszcze mniejszy procent działań i zasobów nie tylko może, ale uniemożliwia, paraliżuje skuteczność tychże.

Zdaje sobie sprawę, że moje twierdzenie o nazwie Potrójne Prawo Pareto, nie zostało udowodnione empirycznie czy w jakikolwiek inny naukowy sposób, jednak świadomie przedstawiam strukturę PPP, jako tę, która wielokrotnie pomogła mi i setkom moich klientów osiągnąć niewspółmiernie lepsze efekty w obszarze edukacji, komunikacji, zarządzania, sprzedaży i szczególnie negocjacji – a te są moją zawodową domeną. Dlatego, pisząc o tym po raz pierwszy, zaznaczam, że świadom jestem możliwego zarzutu o „wyssaniu z palca” zależności i myślenia, które za chwilę pokażę. Pozostawiam innym i także sobie w bliższej lub dalszej przyszłości, udowodnienie lub obalenie mojego twierdzenia. Sam w życiu zawodowym, czym dłużej i częściej stosuję Potrójne Prawo Pareto, coraz bardziej potwierdza mi się jego matematyczna słuszność. Potwierdza się racjonalność poszukiwań, rozwiązań procesów i działań, w oparciu o tę zasadę.

Potrójne Prawo Pareto

Znamy już zasadę Pareto, zasadę 80/20, jeżeli teraz z tej dwudziestki wyciągniemy najbardziej kluczowe dwadzieścia procent, wynikiem matematycznym będzie „bardzo kluczowe” cztery procent z całości. Jeśli z wymienionych wcześniej osiemdziesięciu procent wyciągniemy jedynie osiemdziesiąt procent, znowu matematycznie powstanie liczba sześćdziesiąt cztery. Tak oto powstaje drugi poziom Prawa Pareto, symbolicznie nazwany jako „Podwójne Prawo Pareto”, a mówi ono, że jest takie cztery procent wysiłku, wiedzy, zasobów, które determinuje i ma kluczowy wpływ na sześćdziesiąt cztery procent całości działań obszaru organizacji (pokazuje to rysunek…).

Przełożenie na praktykę?

Po prostu szukaj a znajdziesz takie cztery procent, dzięki któremu „przepchniesz” projekt działanie „za połowę”. Inny wniosek – jeśli nie zadbasz o te cztery procent, działanie zakończy się fiaskiem, cel nie zostanie osiągnięty. Używając przykładu w edukacji języka angielskiego, jedynie cztery procent słów, mechanizmów, struktur, „całej wiedzy”, uruchamia skuteczną komunikację w tym języku i właściwie gwarantuje to, że uczący się pozyska ten język jako swobodnie używane narzędzie.

A my idziemy dalej…

przyszedł czas na Trzeci Poziom Prawa Pareto. Uwaga – zanim pokażę inżynierię wyliczania trzeciego poziomu, od razu daję znać, że już od ładnych kilku, jak nie kilkunastu lat szczególnie młodzi ludzie szukają zależności przez ten poziom wyznaczonej. Ma to swoją nazwę – o tym jednak pod koniec 😊

Jeżeli z cztero-procentowego obszaru drugiego poziomu wyciągniemy ponownie tylko dwadzieścia procent, oczywiście kluczowe dwadzieścia procent, powstanie nam liczba 0,8%, czyli w zaokrągleniu 1%. Powielając sposób przeprowadzenia wcześniejszych obliczeń, wyciągamy ponownie osiemdziesiąt procent z sześćdziesięciu-czterech procent drugiego poziomu. Z tego działania wyniknie liczba około 51,5%, którą zaokrąglamy do 50%. Tak o to powstaje nam zależność Trzeciego Poziomu. Wskazuje ona, że jest taki jeden procent wysiłków, zasobów, działań, który ma zasadniczy wpływ na aż pięćdziesiąt procent skuteczności tego wysiłku czy wykorzystywania wiedzy i zasobów.

W ostatnich latach nasila się trend do szukania sposobów na niezwykle szybkie osiąganie efektów w różnych dziedzinach życia. Prym wiedzie w tym młodzież i w Internecie roi się od przykładów tak zwanego LIFE HACKING. Wikipedia podaje taką definicję: ”Life hacking dotyczy tricków, skrótów, umiejętności lub nowoczesnych metod, które podnoszą produktywność i wydajność we wszystkich dziedzinach życia”. Pojęcie to było głównie używane przez ekspertów komputerowych, którzy doznawali przeładowania informacjami. A więc – co ma ogromne znaczenie w dzisiejszych czasach – jedną z przyczyn powstania „zabawy w lifehacking” było dążenie do dawania sobie rady w środowisku coraz większego CHAOSU. Ten wątek przebija się w wielu miejscach w naszej dzisiejszej rzeczywistości.  W środowisku chaosu kluczem jest upraszczanie – tak działa natura, której nielinearność jest wszechobecna.

Człowiek, chcąc „opanować” naturę, próbował wtłoczyć rzeczywistość w linię prostą.

Spowodowało to w wielu dziedzinach kryzysy, nawarstwienie zamieszania, wszech-istniejący stres i brak akceptacji rzeczywistości. Poprowadziło to ludzkość do niepokornej wobec natury chęci jej kontroli i do wpajania sobie mrzonki o możności zachowania status quo. To właśnie między innymi dlatego dzisiaj np. Europejczycy czy Amerykanie albo za czymś gonią albo przed czymś uciekają. Moja córka Nadia, urodzona w USA i mieszkająca tam na co dzień, po wyprawie do Ghany w ramach działań organizacji charytatywnej Global Brigades, powiedziała do mnie: Tatusiu, widząc tych „biednych” ludzi zrozumiałam, że oni potrafią być szczęśliwi, żyjąc „tu i teraz”, ciesząc się każdym aspektem swojego życia. Oni potrafią być szczęśliwi – a my, ludzie „cywilizowanego” świata, nie.

Poziom Trzeci Prawa Pareto, jest szczególnie, według mnie, przydatny w poszukiwaniu blokad efektywności.

Otóż, praktycznie w każdym moim projekcie, w pracy z klientami czy też w mojej firmie, szukam i odkrywam ten jeden procent, który, jeśli o niego nie zadbam, to zablokuje mi aż pięćdziesiąt procent możliwości efektów, czyli w gruncie rzeczy, uniemożliwi osiągnięcie celu. Przykład? Jeśli w kilkudziesięcioosobowej firmie, jeden z dwóch członków zarządu lub kluczowy dyrektor, inżynier będzie sabotował proces zmian, to wszelkie wysiłki, włącznie z ogromnym zaangażowaniem np. prezesa/właściciela firmy, nie wystarczą. Inny przykład? Jeżeli para, ucząca się tańczyć, pozna wiele figur i kroków tanecznych, ale nie nauczy się wchodzić w rytm po pomyłce, to strach przed pomyłką będzie powodował ciągłe napięcie związane z obawą błędu, co… nie pozwoli na wykorzystanie potencjału i na prawdziwą zabawę.

W roku 2014 pomogłem młodemu, bardzo sympatycznemu człowiekowi praktycznie wyeliminować bardzo silne jąkanie się w ciągu dziesięciominutowej rozmowy. Założyłem, że nie będę szukał sposobów na obniżenie skali jąkania się. Czułem, ba, byłem przekonany, że istnieje taki jeden procent blokujący możliwość zmiany sytuacji i uniemożliwiający zlikwidowanie jąkania się. Znalazłem ten jeden procent w rozmowie (blokada mentalna), dwa tygodnie później wystąpił publicznie przed gremium stu pięćdziesięciu osób. Wystąpił z sukcesem.

W edukacji najczęściej obawa przed robieniem błędów oraz „uczenie się po kolei” to ten jeden procent, który daje szansę nauczycielom mieć dużo lekcji (!), a uczniom ogrom frustracji i długie dochodzenie do zamierzonych efektów.

A teraz kilka przykładów zastosowania PPP w edukacji:

                Nauka pływania dla początkujących oparta o skupienie się na kluczowej umiejętności całkowitego zanurzania ciała, a następnie wynurzania się po 15 sekundach bez „przecierania oczu” – prowadzi to zazwyczaj do nauczenia się pływania strzałką w ciągu 10 minut (dotyczy dzieci i dorosłych).

                Nauka gotowania z osiągnięciem umiejętności „żywienia siebie” i otoczenia – w oparciu o gotowanie różnych zup. W tym procesie jedynie kilka podstawowych zasad pozwala na przygotowanie kilkunastu rodzajów posiłków.

                Nauka parkowania, w której zasada skupiania się przede wszystkim na lewym lusterku bocznym (po stronie kierowcy) daje możliwość bezproblemowego zaparkowania pojazdu. Po wstępnej ocenie „wystarczającej przestrzeni do zaparkowania” – pilnowanie głównie jednej, lewej strony daje w praktyce gwarancję skuteczności.

                Nauka tańca w okresie „początkującym” sprowadzona do poznania kroku podstawowego, małej ilości figur (dosłownie 2 -3) oraz nabycia umiejętności „kontynuacji tańca mimo pomyłki – bez przerywania”. Podobnie z nauką np. rumby, w której pociąga nas zazwyczaj „ten niesamowity ruch bioder” – a można go osiągnąć po prostu stosując przeprosty kolan na zmianę…

                Nauka przemawiania w fazie początkowej sprowadzona do trzech elementów: zacznij od tego, co ważne dla odbiorcy (a nie od tego kim jesteś i co ważne dla Ciebie), mów do wszystkich (czyli dystrybucja wzroku przynajmniej 20 – 60 – 20) i wybieraj tematy (w fazie uczenia się wystąpień publicznych), które Cię pasjonują lub które rzeczywiście dobrze znasz.

Większość tematów publikowanych przeze mnie w ostatnich kilku latach należy do obszaru co najmniej drugiego poziomu Prawa Pareto.

Oczywiście, wiedza ta nie wynika tylko z moich doświadczeń. Ba! To, co ja wnoszę, to jedynie „dodatek” do wiedzy, którą świat odkrył, zdefiniował, posiadł, ułożył i … wybrał jako tę kluczową… Niestety, ten wybór nie pochodzi z naszego, europejskiego kontynentu – gdzie króluje buta co do nieomylności wynikającej z historii (szczególnie w zachodniej części Europy), brak wysokiej konkurencyjności oraz kulturowa, szczególna niechęć do zmiany status quo. Wybór tej wiedzy i sposób jej podania pochodzi z Dalekiego Wschodu, Bliskiego Wschodu oraz oczywiście ze Stanów Zjednoczonych, gdzie spędziłem więcej niż połowę swojego dorosłego życia. Tam akceptacja zmiany, poszukiwanie jej, adaptowanie nowości i „uciekanie do przodu” – to już normalność – szczególnie w obszarze biznesu. W naszej, europejskiej kulturze to „nowa normalność”. To coś, czego uczymy się, a życie nas do tego po prostu zmusza – czyli, że MNIEJ, TO WIĘCEJ, SZYBCIEJ I LEPIEJ!

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
Kontynuuj zakupy
0

Panel logowania